Są takie historie, które nie potrzebują kolorów. Wystarczy czerń, biel i to, co pomiędzy nimi. Tak jak w związku Doroty i Miłosza, którą tworzą wszystkie odcienie szarości, każdy niuans światła i cienia. Kiedy umówiłam się z tą parą na sesję, jeszcze nie przeczuwałam, że w efekcie finalnym zaproponuję im zdjęcia czarno-białe.
Co o tym zadecydowało? Wyraziste osobowości Doroty i Miłosza. Takie, które nie potrzebują romantycznego otoczenia, pastelowych kolorów ani żadnych akcesoriów. Ta dwójka wypełnia sobą kadr i intryguje. Od mocnego spojrzenia Doroty trudno oderwać wzrok, podobnie jak od włosów, których mogłaby jej pozazdrościć niejedna rasowa modelka. W przypadku takiej bohaterki za całą stylizację wystarczy golf, jeansy i para butów na obcasie, żeby wyczarować absolutnie fenomenalny efekt: silnej, ale jednocześnie delikatnej power girl.
Miłosz na moich fotografiach, zresztą tak jak i w życiu, nie ustępuje Dorocie w wyrazistości. W kadrze jest jednocześnie zdecydowany i szalenie wrażliwy, ostry i delikatny. Śmiało można powiedzieć: 100% męskości. To człowiek-oryginał i świadczą o tym nie tylko jego charakterystyczne, długie włosy, broda czy grunge’owa stylizacja.
Na sesję dla Doroty i Miłosza wybrałam scenerię minimalistyczną, wręcz surową. Taką, która stanowiła dobre tło i nie konkurowała z głównymi bohaterami o to, co będzie grało na zdjęciach pierwsze skrzypce. Pojawiły się więc schody, tory, chmury. Nic więcej.
I tak stworzyliśmy wspólnie miłosną historię black&white, nie mniej romantyczną od tych skąpanych w radosnych kolorach czy nastrojowej, pastelowej tonacji.