Rodzinka jak z obrazka. Sielsko-anielskiego albo, jak kto woli, takiego w stylu hygge. To duńskie słówko oznacza komfort i wewnętrzną równowagę, i chyba najlepiej opisuje atmosferę tej sesji. Zrealizowaliśmy ją w domowych pieleszach, bo gdzie może być lepiej niż we własnym łóżku? Klara mogła się tu przed moim obiektywem poczuć jak ryba w wodzie, Paulina – spokojnie nakarmić Julka, a Karol – powygłupiać z dziećmi i z trochę inaczej niż na co dzień popatrzeć na swoją ukochaną. Też macie wrażenie, że wygląda tak, jakby się przez cały czas zastanawiał, jakim jest szczęściarzem? 🙂
Chociaż tego pytania już mu nie zadam, myślę, że tak mogło być. Tu nie ma udawania – wierzcie mi lub nie, ale tego błogostanu, jakie bije z tych zdjęć, nie da się upozorować, choćby się bardzo chciało. Prawdę mówiąc, ta sesja i tak oddaje ułamek energii, jaka łączy tych cudownych ludzi. Cieszę się, że mieli na nią taki sam plan, jak ja: miało być maksymalnie naturalnie i swobodnie, dlatego nie ma tu ani wymyślnych dekoracji, ani wymuszonych póz, ani niewygodnych stylizacji. Nie wiem, czy podzielacie moje zdanie, ale ja uważam, że efekt jest rozkoszny!