Mówi się czasem, że miłość nie liczy lat. A ja dziś trochę przewrotnie opowiem i o miłości, i o latach. Dokładnie o 60. i 70. XX wieku, które najbardziej inspirują Julę i Martina. Bohaterami są więc tutaj nie tylko miłość (również ta do wspólnie wychowywanego kota), ale też mieszkanie w stylu modernistycznym i stylizacje – trochę rockowe, a trochę w klimacie hippie, czyli dokładnie wpisujące się w przełom dekad, które nam przyświecały. Sukienka z koronki, kwiaty wytatuowane na ciele i wpięte we włosach (wystarczyła nowoczesna opaska), a do tego trampki i zwyczajny czarny T-shirt. Nic więcej i nic mniej.
Jak widzicie, na sesji dominowała pąsowa czerwień i rośliny, których u Juli i Martina nigdy nie mogłoby zabraknąć. Kiedy teraz patrzę na efekty naszej sesji, myślę, że każdy z tych elementów to przecież kolejny element symbolizujący miłość. Piękno nam się to skomponowało – prawie tak, jak w przypadku piosenek, które romantyczny Martin gra zakochanej Julce na gitarze! 🙂
A wiecie co było później? Szybka zmiana (którą też uchwyciłam :)), bo pierwotnie miała być to sesja ślubna, a że wcześniej poszliśmy w czerwone to z jednej sesji zrobiły się dwie odsłony 🙂