Jedni marzą o ślubie z w pałacu, z dorożką i suknią wyszywaną tysiącem autentycznych pereł, o weselnym torcie jak od cukiernika Marii Antoniny i prawdziwej orkiestrze, która przygrywa gościom walczyki. Inni od wystawnych przyjęć i pełnych przepychu wnętrz wolą zaślubiny w duchu slow – stylowe, ale bez zadęcia. W otoczeniu malowniczej natury i gromadki najważniejszych w życiu osób, wśród których naprawdę można czuć się sobą.
Taką właśnie bezpretensjonalną atmosferę wymarzyli sobie Gosia i Adrian. Na uroczystość pod gołym niebem zaprosili rodzinę i najbliższych przyjaciół, którzy zgodnie uznali, że ten ciepły letni dzień był najpiękniejszym prezentem ślubnym, jaki wszechświat mógł podarować młodej parze. Zobaczcie sami to niezwykłe światło, jakie udało nam się uchwycić o „złotej godzinie”, kiedy wymknęliśmy się z przyjęcia zrobić szybką ślubną sesję.
Zamiast stroić się w smoking i suknię z kilkumetrowym trenem Gosia i Adrian zdecydowali się na niewymuszoną elegancję i stroje, w których mogli zachwycać, ale też tańczyć, posiedzieć przy stole, a nawet przycupnąć na trawniku z najmłodszymi. Charakter tego wydarzenia idealnie uzupełniały wnętrza Gościńca Szumnego w Jaworzu i dekoracje: rustykalne i pełne naturalnego wdzięku wianki, bukiety, girlandy.
W tym miejscu każdy (łącznie ze mną!) czuł się jak w wakacyjnym domku na wsi. Można było po prostu przyjemnie spędzić czas, zdjąć buty i pochodzić boso po trawie, powdychać zapach świeżego siana, a nawet posiedzieć przy ognisku, wspominając i snując plany.
Ostatecznie, czy nie dla takiej celebracji miłości i afirmacji życia organizuje się wesela?